04.12.2014, tuż po powrocie z Bratysławy, wybraliśmy się z całą ekipą Teatru trochę Innego oraz naszymi wspólnikami z ŚDS Tomaszkowice, do Teatru STU na sztukę Lutza Hübnera pt. "Firma dziękuje".
W mojej opinii żywy, dynamiczny spektakl, choć momentami ta karuzela zdarzeń była nieco nużąca. Główny bohater budził moją sympatię i cały czas byłem po jego stronie. Tym bardziej że wcielił się w niego Piotr Cyrwus, udowadniając, że "Rysiek z Klanu" niejedno ma imię i niejedno potrafi. Zdezorientowany, wciągany w niejednoznaczne sytuacje, nie potrafił zapobiec totalnej destrukcji swojego pedantycznego i poukładanego świata.
Tak więc, niczym w lustrze, odbiły się w losie Krusensterna, moje własne lęki przed światem elektronicznych gadżetów i korporacyjnych mafii. Po wyjściu z teatru naszło mnie kilka gorzkich refleksji, ale i nadzieja, że świat sztuki broni się jeszcze dzielnie przed atakiem cyberprzestrzeni. Wszystkiego dobrego na Święta, panie Krusenstern....
Jan Molicki
Jak wspominają spektakl uczestnicy? Oto garść spisanych na gorąco oryginalnych refleksji:
Podobała mi się gra pani Doroty Segdy i pana Piotra Cyrwusa. Zapamiętałam scenę, gdy główny bohater leżał na przygotowanym wcześniej stole, jakby na podwyższeniu na trumnę. Wyglądał jakby umarł, a dziewczyna chodziła wkoło niego i ciągle coś do niego mówiła. To była dla mnie mocna scena, przypominała mi pogrzeb.
Katarzyna Stawarz
Spektakl był bardzo fajny i mam wiele rzeczy do powiedzenia na jego temat. Miał mnóstwo wątków związanych z pracą:
1. Po pierwsze był o wyrzucaniu z pracy. (faceta wyrzucono na zbity pysk!!) Dobrze pokazano mieszane uczucia związane z odejściem z pracy.
2. Po drugie o tym, jak założyć dobrą firmę. Generalnie były zderzone dwa sposoby prowadzenia interesu: młodzi/starzy. Starzy (Krusenstern) byli w mniejszości.
Bardzo utkwiła mi bardzo w pamięci scena, w której John Hansen domagał się przeprosin, mówiąc wiele razy: "Proszę go natychmiast przeprosić", gdy Krusenstern uderzył brutalnie Sandora Mayera.
Co do kostiumów to zapamiętałem, że aktorzy przebierali się, ubierając peruki, buty kowbojskie i okulary. Wydaje mi się też, że były sztuczne szczęki (he, he, he).
Na koniec chcę powiedzieć, że zwróciłem uwagę na to, że wszystko cały czas filmowała kamera (widziałem ją bardzo dobrze).
Tomasz Buczko
Fajny był spektakl. Pamiętam jak pracownik dostał kwiaty na pożegnanie. To było bardzo ładne zachowanie i dobrze to się oglądało. Podobało mi się też, jak wszyscy aktorzy tańczyli na imprezie firmowej.
Najmocniejsze sceny to były wtedy kiedy pracownik uderzył kierownika oraz kiedy pracownik leżał na stole jak w trumnie.
Ireneusz Buchich de Divan
Spektakl był o tym, jak gościa wywalili z roboty. Zrobili to tak, jakby na siłę, z zaskoczenia (zaskakujące zwolnienie). On był tego wszystkiego nieświadomy. Przyszedł do firmy, jakby był to normalny dzień (niespodziewane zwolnienie!)
Pracownik nie chciał się zgodzić na nowe prowadzenie firmy. Ale nie wiedział też, czy jak się przystosuje do "nowego", nie zostanie zwolniony. Był przez to wszystko zagubiony; zwalniali go, potem przyjmowali na nowo. Był zdezorientowany.
Pracownik nie chciał się zgodzić na nowe prowadzenie firmy. Ale nie wiedział też, czy jak się przystosuje do "nowego", nie zostanie zwolniony. Był przez to wszystko zagubiony; zwalniali go, potem przyjmowali na nowo. Był zdezorientowany.
Pracownika grał Piotr Cyrwus, aktor z serialu "Klan". Pierwszy raz go widziałem w teatrze na żywo. Całkiem inny chłop! Z twarzy. Ogólnie, nie przypominał tego z "Klanu". Głównie się na nim skupiłem, bo pamiętałem go z tego serialu. (oglądałem jako dziecko)
Chciałem jeszcze powiedzieć, że aktor grający Sandora Mayera miał długie włosy, o niespotykanym w Polsce, kolorze.
Konrad Gastoł
Moją uwagę najbardziej zwróciły ruchy aktorów, gestykulacja, gwałtowność ruchów. Również czas przedstawienia, to znaczy jego długość (był długi).
Zauważyłem też, że były tłumaczenia z języka niemieckiego. Obsada aktorska na wysokim poziomie (wielu dobrych aktorów)
W sumie chcę powiedzieć: podobał mi się spektakl.
Krzysztof Hajdo
Najpierw chcę powiedzieć o tym, że pierwsza i końcowa scena zrobiona była tak, że widzieliśmy obraz z kamery, jako zwielokrotnione odbicie na drzwiach i ścianach. Kamera przekazywała obraz jakby z wnętrza pryzmatu.
Spektakl był o tym, że głównego bohatera - Krusensterna, chciano wytrącić z równowagi. Na przykład przebierali się i zakładali ciemne okulary. W przebraniach przypominali piosenkarzy (np. Georga Michaela). John Hansen w tych okularach skojarzył mi się z Jeanem Reno z "Leona Zawodowca", Robertem De Niro z "Taksówkarza" i innymi znanymi rolami aktorskimi.
Krusenstern czuł się olewany przez wszystkich.
p.s.
myślałem, że ten aktor, który ma długie włosy, jest kobietą.
Paweł Kudasiewicz
Główny bohater nie był ani na "urlopie", ani też nie był to jego zwykły dzień pracy. Krusenstern był sprawdzany, testowany, czy nadaje się do nowej firmy. Pozostali współpracownicy bawili się z nim.
Spektakl miejscami był przewidywalny, niektóre elementy były niepotrzebne, np. beatbox jednego z aktorów.
Gabriel Molicki
Uważam, że spektakl był komediowy, wesoły. Na przykład zapamiętałem, że były tańce. Najbardziej utkwiło mi jednak to, jak pracownik uderzył kierownika.
Nie podobała mi się scena jak Krusenstern zaczął się rozbierać, zachowywał się groźnie wobec aktorki. W końcu dziewczyna uciekła.
Ogólnie spektakl mi się podobał.
Marcin Staszczak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz