sobota, 7 listopada 2015

Spektakl pt. "Traktat o manekinach" - recenzje uczestników z Teatru trochę Innego

Tak jak już pisałem, "Traktat o manekinach" nie był łatwym w odbiorze spektaklem. Wzbudził wiele kontrowersji, pytań i wątpliwości. Ale nigdy nie unikamy trudnych wyzwań. Chcemy bywać tam, gdzie dzieje się coś ważnego i oryginalnego.
Każdy z uczestników, próbował na swój sposób opowiedzieć o emocjach wywołanych przedstawieniem i zapamiętanych obrazach. W rozmowach podkreślano, że nie był to czas stracony, choć nie wszystkie opinie były pozytywne. Teraz czas na refleksje aktorów z Teatru trochę Innego:




"Spektakl mi zapadł w pamięć bardzo. Bezpośrednio po spektaklu byłam wściekła. Z jednej strony złość budziła we mnie taka naciągana interpretacja tekstów Bruno Schulza, z drugiej była to wizja bardzo intrygująca. W spektaklu też starły się ze sobą dwie przeciwne strony manekinacji; pozytywna i negatywna.
Manekiny zostały obnażone; okazało się, że w środku mają trociny, tandetę i straszny syf. Ale jednocześnie okazało się, że można je ożywić, bo tak naprawdę są częścią materii. („Materia jest najbierniejszą i najbezbronniejszą istotą w kosmosie. Każdy może ją ugniatać, formować, każdemu jest posłuszna...."). Tak, nie trzeba być Bogiem, żeby ożywić materię, wydobyć z niej życie, zrobić z nią coś niesamowitego. W końcu, wszystko co nas otacza, zostało w jakiś sposób ożywione.
Niestety, czysty proces manekizacji się później wynaturza. Pojawia się magia, kabała, golemy..."

Asia




"Nie przypadła mi sztuka do gustu. Nic prawie z niej nie zrozumiałam. Nie wiem, co i jak. Najbardziej ze spektaklu zapamiętałam wiszące słuchawki telefoniczne. Myślałam, po co tak wiszą i to mi zostało w pamięci."

Monika Nowak




"Podobał mi się pomysł, żeby wyświetlać filmy na ścianach, suficie i na dekoracjach. Na jednym z filmów, dwie grupy ludzi szły na siebie, ale jakoś się mijały i ludzie unikali zderzenia. To było dziwne. Zapamiętałem też scenę z latarką, jak aktor oświetlał różne rzeczy na scenie."




Irek Buchich de Divan







"Utkwiły mi w pamięci wiszące słuchawki telefoniczne. Ojciec - główna postać sztuki, ciągle mówił o bałaganie i próbował wprowadzić porządek. Kazał wszystkim wstawać i zaścielić łóżka. W tle były wyświetlane różne filmy, np. Charliego Chaplina.
Po spektaklu, zdarzyła się zabawna sytuacja; aktor, który grał Adelę, rzucił kwiaty w kierunku widowni.
Ciekawe, czy człowiek też ma w środku zębatki - mechanizmy które dają życie?"
 
Tomasz Buczko





"Najbardziej zapamiętałem człowieka ubranego na czarno. To była mocna postać, która wywarła na mnie duże wrażenie. Poruszyła mnie scena, w której Ojciec próbuje się ukryć przed hitlerowcami, udając lampę. Wydał go napis na murze, że jest Żydem.
W końcowej scenie wszystko się rozwala; Ojciec pociągnął firankę, która się urywa, spada lampa, przewraca się stolik, na który próbuje wejść bohater. On chce to wszystko porządkować, ale jest nieporadny, opadają mu spodnie, więc trzyma je jedną ręką, potyka się ciągle i przewraca.
Jeśli chodzi o efekty teatralne, to oślepiał mnie często blask światła i przeszkadzało mi to oglądać przedstawienie.

Piotr Dylikowski






"Bardzo podobał mi się początek spektaklu. Aktor zerwał folię, która okrywała wszystko. Później zrobiło się ciemno i on chodził jak duch z latarką, i świecił w różne miejsca. Skojarzyło mi się to z, jakby, wielkim cmentarzyskiem, po którym chodził duch, świecący latarką i wydający różne dźwięki.
Można sobie zadać pytanie: czym jest życie?"

Krzysztof  Grabowski
  




"Zapamiętałem kilka spraw związanych z tym przedstawieniem:
1. Myślę, że spektakl pokazywał próbę zmieniania ludzi w manekiny.
2. Najbardziej utkwiła mi w pamięci scena, w której jeden z bohaterów, na drzwiach domostwa, wypisał kredą napis ŻYDZI. To spowodowało, że Niemcy chcieli wszystkich zabić z tego domu.
3. Bardzo ciekawy był efekt filmowy (filmy były wyświetlane na ścianach i dekoracjach), w którym było widać maszerujące tłumy. Masy ludzi szły na siebie, po ścianach i fragmentach dekoracji. Było to zaskakujące."

Krzysztof Hajdo
 





"Na spektakl przyszło mi się 30 minut przed czasem. Jeśli chodzi o samo przedstawienie, to podobało mi się wyświetlanie filmów w tle i na ścianach. Zauważyłem, że były tam, między innymi, fragmenty filmu Metropolis. To był pierwszy na świecie film science fiction.
Mocne były sceny, kiedy domostwo nachodzą Niemcy, a później Rosjanie. Chcieli wszystkich pozabijać.


 Paweł Kudasiewicz






"Cały spektakl bardzo mi się podobał. Kilka scen zapamiętałem najbardziej:
1. Scena w której Józek, syn głównego bohatera, porusza się na dziwacznym wózku, z jednej strony sceny na drugą. Jego powolne ruchy wymagały dużej sprawności i na pewno miał on wiele pracy i ćwiczeń na próbach. Do tego była dobrana ciekawa muzyka, a Ojciec Jakub śpiewał specjalną do tego pieśń. Wszystko wyglądało jak taniec.
2. Z tańcem kojarzyło mi się też przesuwanie maszyny do szycia.
3. Główny bohater - Ojciec Jakub wydawał różne metaliczne dźwięki. Wydawało mi się, że on tymi dźwiękami ożywiał i ustawiał swoje manekiny. One poruszały się w rytm wystukiwany przez Ojca.
4. Zabawny był efekt polegający na tym, że szwaczki szyły na maszynie materiał, który był bardzo długi, wił się wokół dekoracji i między aktorami. Nie można było go opanować.
5. Na scenie, z przodu, wisiały na sznurku stare słuchawki telefoniczne. Mi osobiście kojarzyły się z lecącymi ptakami, szczególnie kiedy były poruszane przez aktorów; takie czarne ptaki-słuchawki.

Był to trudny spektakl do oglądania, trudno się było połapać w całej akcji. 

Marcin Staszczak






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz