sobota, 29 października 2016

"Podopieczni" w Narodowym Starym Teatrze czyli teatr na mieliźnie....

22.10.2016 roku zobaczyliśmy na Scenie Kameralnej Narodowego Starego Teatru spektakl pt. "Podopieczni", podejmujący gorący temat kryzysu emigracyjnego w Europie. Prawdę mówiąc, nie wszyscy zobaczyliśmy, bo część naszej wyprawy opuściła Teatr po pierwszej części przedstawienia. Ja zostałem, ale niestety z przykrością muszę przyznać rację tym, którzy opuścili widownię. Twórcy całkowicie pogubili się w opowiadanej historii. Utknęli w martwym punkcie. Cytując klasyka, można śmiało powiedzieć, że byli za, a nawet przeciw. Przyjmując rolę adwokatów imigrantów, obsadzili jako oskarżonych, widzów - świecąc nam latarkami prosto w oczy. Obarczanie mnie jako widza odpowiedzialnością za los uchodźców wydaje mi się dużym nadużyciem. Wprowadziło to spektakl na mieliznę, a jedna z końcowych scen imitująca seksualne uniesienia, wprost pociągnęła to przedstawienie na dno. Do tego dłużyzny, chaotyczne projekcje filmowe, kontrowersyjna rola (w złym znaczeniu tego słowa) p. Globisza.....
Na szczęście było też kilka pozytywów: pierwsza scena zagrana mistrzowsko przez parę Jan Peszek i Zbigniew W. Kaleta (drugie wejście Peszka z planem filmowym w tle, też znakomite), scenografia (scena zalana wodą!), epizod zrzucania z helikoptera paczek pomocowych i ogólnie, zespołowa gra aktorska. Niestety, było to za mało, aby zatrzymać wszystkich widzów w Teatrze do końca widowiska.

Teraz czas na uwagi naszej ekipy:




Mi się nie podobało. Przedstawienie grane było bez sensu. Walę prosto z mostu. Światło było bez sensu, dźwięk też. Nic z tego nie zrozumiałam. Zapamiętałam tylko scenę, w której zrzucali paczki dla podopiecznych. I tyle.




Monika Nowak








Zapamiętałem scenę z latającym helikopterem, z którego zrzucali paczki i zapamiętałem ten filmik, jak facet rozmawiał z kobietą. Oczywiście, mi się podobał spektakl.




 Ireneusz Buchich de Divan





 


Jeżeli chodzi o ten spektakl, to było to bardzo fajnie zagrane. Tylko niepotrzebne te napisy z rzutnika i przerwa w czasie spektaklu. Światło było bardzo fajne, nagłośnienie też. Mówię szczerze i serio, że tak było i tak jest. Aktorzy na najwyższym poziomie. Scena, kiedy ta kobieta siadła na krześle z kołem ratunkowym - dało się to oglądać. Zaciekawiło mnie to, że ona usiadła i siedziała długo w zupełnej ciszy. 
Jednak nikomu nie udało się wziąć na barki tego, co było najważniejsze (a co sam miałem dobrze przemyślane).
Tomasz Buczko








Było to ciekawe przedstawienie. Latał helikopter i była chorągiewka, która łopotała na wietrze. Spadały kartki na dół. Julek (osoba z którą byłem na tym spektaklu) się przestraszył helikoptera. Dwóch gości rozdawało obiady publicznie. Dwóch podskakiwało za odlatującym helikopterem. Jeden aktor mi się tak podobał, że aż doprowadził mnie do śmiechu. Popłakałem się z radości. Było fajnie.


 Piotr Dylikowski







Mi się podobały efekty specjalne, na przykład wtedy, kiedy helikopter latał nad sceną. Zapamiętałem jak ci biedni ludzie - uchodźcy, otrzymywali paczki. To było takie symboliczne pokazanie, że biednym pomoc się należy.
 

Krzysztof Grabowski








Każdy mógłby się znaleźć w takiej sytuacji. Górale też, jak bieda piszczała, to wyjeżdżali do Ameryki. Czytałem potem opisy tego spektaklu na stronie Teatru - nie było to adekwatne do tego, co pokazali. Na scenie marnowali wodę. Nie wiem, czy pan Globisz rzeczywiście taki jest, czy przedstawiał takiego niepełnosprawnego - kiedy czytał - dukał coś. Sytuacje przedstawiane były w chaotyczny sposób. Ten spektakl był taki dziwny. Chciałem zostać do końca, bo byłem ciekawy dalszego ciągu. Powiedziałem sobie, że wytrzymam i wytrzymałem.
Paweł Kudasiewicz









Spektakl mi się nie podobał. Z trudem wytrzymałam do przerwy, po której już nie wróciłam na widownię. Moją główną myślą jest to, że zamysł reżysera tj. próba wyczulenia widzów na kwestię imigrantów, przyniosła odwrotny skutek - czyli uruchomiła złość i niechęć pomagania tym ludziom. Szkoda zmarnowanej szansy na ważny głos w tej trudnej sprawie.


GP.




Wytrzymałam do przerwy, bo z grzeczności i szacunku do aktorów nie wyszłam w trakcie pierwszej części. Spektakl był bardzo nudny. Przedstawiał temat aktualny i ważny, ale w sposób jednowymiarowy. Takie stawianie sprawy jest nieuczciwe.
Zapamiętałam tylko pana Peszka. To jest smutne, że wchodzi jeden aktor i tylko on robi wrażenie na tle całego zespołu. Zapamiętałam jeszcze filmik i  on mi się podobał, jako obrazek.
To co jeszcze podobało mi się w spektaklu, to to, że na niewielkiej przestrzeni sceny można wyczarować różne miejsca. Była tam przystań, woda, latający helikopter. Przy użyciu niezbyt wyszukanych środków, można się przenieść w inną rzeczywistość.
Było mi smutno po tym spektaklu.

 M. 



Bardzo rzadko zdarza mi się wychodzić z teatru podczas przedstawienia i to była jedna z tych rzadkich chwil. Spektakl mnie bardzo znudził, zniesmaczył, nie wciągnął mnie, gra aktorska była płaska i bez życia. Czułam, że rola pana Globisza była nadużyciem. Wystąpił w długiej, bezsensownej scenie, w której starał się czytać tekst.
Jedyna scena która mi się podobała to ta, kiedy aktorzy zaczęli się pojawiać na scenie, płynąc prowizoryczną tratwą w kierunku widowni - był to ciekawy obraz plastyczny, choć trwał zbyt długo. Żałuję straconego czasu.
R.



Nie podobało mi się. Bardzo wprost opowiedziana historia, jednowymiarowo. Wywołała przykre wrażenie i niesmak, które pozostają do teraz. Scena z panem Globiszem, który jest po udarze, obnażyła jego słabe strony. Myślę, że nie powinien w ten sposób występować. Bardzo przykre wrażenie robiło to wszystko. Nie dotrwałem do końca.
 GM.
















Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego 
















Projekt realizowany przy wsparciu finansowym Województwa Małopolskiego ze środków PFRON



 

 

 

 

 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz