sobota, 28 listopada 2015

Wyprawa na spektakl pt. "Przedstawienie Hamleta we wsi Głucha Dolna" - Teatr Ludowy, 20.11.2015, godz.19.00.

To była nasza kolejna wizyta w teatrze. Tym razem wybraliśmy się do Teatru Ludowego, gdzie na Dużej Scenie, wystawiano "Przedstawienie Hamleta we wsi Głucha Dolna". Było to diametralnie inne doświadczenie od wyprawy na "Traktat o manekinach" Teatru Wierszalin. To przedstawienie było prezentowane w formule awangardowej, oparte na obrazach, specyficznej atmosferze, z metaforyczną scenografią i bez fabularnej akcji scenicznej. 
W Ludowym zobaczyliśmy teatr, który nawiązywał do epoki  socrealizmu, z klasyczną scenografią, wyraźnie określonymi bohaterami i konsekwentnie opowiedzianą historią. Przyznam, że spodobała mi się ta prostota inscenizacyjna. Dzięki temu, nic nie przeszkadzało w odbiorze istoty tego dramatu. 
Okazało się, że losy szekspirowskich bohaterów, splatają się z realną manipulacją, korupcją i zaszczuwaniem ludzi w Głuchej Dolnej. Niestety, mimo że tak jak duńskim dworze, zbrodniarze dają się złapać w pułapkę, a ich przestępstwo zostaje obnażone, to jednak zło nie doczeka się sprawiedliwego osądu, ani tym bardziej kary.



Jan Molicki






Teraz czas na refleksje aktorów Teatru trochę Innego:





"Spektakl bardzo mi się podobał. Najbardziej zapamiętałam, że w czasie przedstawienia była grana muzyka na żywo; od czasu do czasu pojawiała się nawet cała orkiestra: perkusja, akordeon i gitara. Szczególnie podobało mi się, jak jakiś aktor grał na gitarze"




Monika Arasimowicz







"Spektakl nie bardzo mi się podobał. Nie lubię takiej dosłowności w teatrze. Natomiast chcę pochwalić doskonałą scenografię oraz kostiumy, które świetnie oddawały klimat tych czasów. Wszystko na scenie było szare i okropne: meble, sprzęty a nawet ściany. Dokładnie tak jak w epoce PRL-u."

R.





"We wsi mieli zagrać Hamleta. Ale ciągle przekręcono jego imię na Omlet. Nauczyciel, który miał napisać scenariusz, wlazł na krzesło i wymądrzał się, że to właśnie Hamlet, a nie o Omlet. 
Nawet dobrze się to oglądało. Dużo lepiej niż ten poprzedni spektakl w PWST ("Traktat o Manekinach" Teatru Wierszalin)"

Monika Nowak





"Spektakl średnio mi się podobał, ale po występie miałam wiele przemyśleń i refleksji. Nie zainteresowały mnie elementy humorystyczne. Wymowa spektaklu była przygnębiająca, nieuczciwa władza zatriumfowała a ludzie nie mieli na tyle odwagi, aby się jej sprzeciwić."


Monika S.





"Najpierw odbyła się scena zebrania. Według mnie, chodziło w niej o to, że ktoś nie przyszedł na próbę. Próby odbywały się, bo chciano tam zagrać sztukę Hamlet.
Zapamiętałem, że była muzyka grana na żywo."



Ireneusz Buchich de Divan






 
"Na początku odbyło się zebranie. Uchwalili na nim, że we wsi zrobią przedstawienie Hamleta. Ale chcieli poprawić scenariusz, bo tekst sztuki nie do końca im odpowiadał. Były nawet propozycje zagrania czegoś innego niż Hamlet.
We wsi Głucha Dolna działy się takie rzeczy: Ojciec zapisał Jocy, swojemu synowi, jakieś pieniądze. Ale ojca zamknięto w więzieniu i on wysłał Jocy list o tych pieniądzach. Potem w tym więzieniu się powiesił. Stanął na krześle i się powiesił po prostu.
Joca, w czasie rozmowy z przewodniczącym rady, wylał mu kubek wina prosto na twarz. To była mocna scena.
Przewodniczący i inni, stosowali wobec ludzi chwyty poniżej pasa, wbijali nóż w plecy. To było nieeleganckie."

Tomasz Buczko
  


 
"Zapamiętałem kilka scen z tego przedstawienia:
1. Jak wybierano role do przedstawienia na zebraniu
2. Scenę gry w karty; jeden z aktorów po prostu wyciągnął karty i zaczął grać. To było dobre.
3. Jeden z bohaterów tej sztuki się powiesił w więzieniu. Bardzo mi to zapadło w pamięć.

Piotr Dylikowski




"Chciano wystawić "Hamleta". Nauczyciel ze wsi otrzymał polecenie poprawienia tekstu tej sztuki. Polecenie wydał przewodniczący partii. Wyznaczony nauczyciel stwierdził, że nie może poprawiać tego tekstu, ponieważ nie jest Szekspirem.
Przewodniczący partii przyjął rolę Klaudiusza. Nauczyciel cały czas próbował zinterpretować rolę Hamleta.
Cały spektakl uważam za świetny i dobrze pokazany. Miał dużo odniesień do współczesności. Skojarzył mi się z dniem dzisiejszym, szczególnie z polityką. Na przykład hasło "Partyjność nie kończy się o 15" bardzo dobrze odnosi się do współczesnej polityki. 
Interesująca dla mnie była kłótnia o to, kto jest uczciwy i kto dojdzie do władzy"


Krzysztof Hajdo







"Od razu zauważyłem, że główny aktor tego przedstawienia (Kajetan Wolniewicz), grał wcześniej w popularnym, telewizyjnym programie estradowym pt. "Spotkanie z balladą". 
Spektakl "Przedstawienie Hamleta we wsi Głucha Dolna" był takim teatrem w teatrze. Kojarzyło mi się to z "Dwoma teatrami" Jerzego Szaniawskiego.
Zwróciłem uwagę, że scenografia była typowo prl-owska. Chciano też zmienić poetycki język Hamleta, na mowę proletariacką, tak, żeby prości robotnicy mogli zrozumieć sztukę."


  
Paweł Kudasiewicz





"Myślę, że przedstawienie było ok. Jestem zadowolony, że byłem na tej wyprawie do teatru. Jeśli chodzi o formę spektaklu, to była lekka i łatwa w odbiorze. Sporo było akcentów humorystycznych. Natomiast koniec był smutny i dość dramatyczny."

Gabriel M.




"Najbardziej podobały mi się sceny z chłopakiem i dziewczyną, czyli ten wątek miłosny. Nie spodobało mi się więc to, co im przeszkadzało być razem:
1. Scena kiedy ojciec dziewczyny każe jej szpiegować swojego chłopaka
2. Scena kłótni chłopaka z dziewczyną
Przykro mi było oglądać te sceny i byłem zły, że tak się dzieje.
Najważniejsze i najmocniejsze sceny w całym spektaklu to kłótnia młodego Jocy z przewodniczącym, oraz ta, w której okazuje się, że za kradzież pieniędzy odpowiedzialni byli partyjni"


Przemek Moszczyński




poniedziałek, 23 listopada 2015

Prezentacja spektaklu pt. "Krótki traktat o wolności" - Teatr Groteska 17.11.2015 - wspomnienia aktorów Teatru trochę Innego

Kolejny pokaz "Krótkiego traktatu o wolności" za nami. Zobaczcie jak zapamiętali go główni bohaterowie tego wieczoru - aktorzy Teatru trochę Innego:




"Fajnie było. Grałam z Asią i Irkiem. Najbardziej lubię te sceny, w których "opiekuję" się Irkiem. Wtedy dobrze czuję się w swojej roli."






Monika Arasimowicz 






"Grało mi się dobrze, nie byłam zdenerwowana, wiedziałam, że damy radę. Muszę przyznać, że ja tego spektaklu specjalnie nie lubię i mój udział w tym przedstawieniu jest dla mnie dość trudnym wyzwaniem. Myślę, że jest zbyt schematyczny i prosty w przekazie. Powinniśmy go jeszcze dopracować, szczególnie pod kontem ruchu scenicznego. Dotyczy to przede wszystkim pierwszych scen - formowania się trójek i wędrówki. Warto popracować nad plastyką ruchu, tempem i całym układem tej części spektaklu. 
Tak jak już powiedziałam w czasie pokazu czułam się pewnie i byłam zadowolona ze współpracy z moimi partnerami: Moniką, Irkiem i Tomaszem. Chciałabym jednak mieć większą rolę, bo teraz nie mam zbyt wielu działań scenicznych."

Asia G. 





"Mi się coraz bardziej podoba ten spektakl. Pierwsza część przedstawienia; tworzenie trójek i ich wędrówka, jest dla mnie jeszcze mało interesująca. Od momentu, w którym "sanitariusze" wnoszą "kajdanki", akcja budziła we mnie coraz większą ciekawość i zadowolenie.
Kiedy oczekiwaliśmy w garderobie na rozpoczęcie przedstawienia, byłam bardzo zestresowana. Irytowały mnie różne drobiazgi i niektóre zachowania aktorów z naszej ekipy. To oczywiście temat na inną rozmowę, ale chciałabym, żebyśmy do tego kiedyś wrócili, i omówili wspólnie tę sytuację.
Zdenerwowanie i napięcie towarzyszyło mi też na początku spektaklu, gdy musiałam siedzieć bez ruchu. Kiedy zaczęłam działać, trema minęła.
Jestem zadowolona ze spektaklu i z gry nowych aktorów, którzy dołączyli do obsady we wrześniu. Szybko zadomowili się w zespole i bardzo dobrze poradzili sobie na występie."

R.





 "Na początku trochę się bałam, ale sobie poradziłam. Pierwszy raz grałam z Teatrem trochę Innym i byłam z całym zespołem na scenie. W czasie spektaklu, zwracałam największą uwagę na mojego partnera - Krzysztofa. Starałam się dostosować do niego swoje działania."

Monika Nowak





"Przed spektaklem, dotarło do mnie, że dawno nie byłam na próbie (musiałam opuścić dwie ostatnie próby). Poczułam, że to jest bardzo ważne, aby uczestniczyć we wszystkich próbach. Myślę, że więcej sobie nie zafunduję takiej przygody.
Jeśli chodzi o sam spektakl, to gdy grałam etiudę z Krzysztofem i ucichła muzyka, bardzo mocno dotarło do mnie, że teraz jesteśmy w centrum uwagi i wszyscy widzowi skupili się na nas.
Miałam okazję sprawdzić się w dwóch rolach:
1. W pierwszej nie musiałam się wysilać, ktoś mnie cały czas prowadził i kontrolował. Z drugiej strony chciałam zrobić coś samodzielnie.
2. W drugiej roli musiałam o wszystkim pamiętać, decydować i prowadzić. Ale było to przyjemne odczucie, że ma się na wszystko wpływ i można wybierać spośród wielu możliwości.
Obie role miały plusy i minusy, nie były łatwe, ale dawały też przyjemność. Można się o tym przekonać, dopiero wtedy jak się zagra jedną i drugą. Ja miałam tę możliwość i było to bardzo ważne doświadczenie.  
Ponieważ nasza trójka schodzi jako pierwsza, żałowałam, że siedząc tyłem, nie mogę widzieć tego co robią inni.
Wyraźnie pamiętam skupienie całej grupy przed wejściem na scenę. Czułam ducha całej grupy. Po spektaklu byłam zadowolona, że wykonaliśmy dobrą pracę zespołową."

Gabrysia P.  




"Przed spektaklem nie czułam żadnego stresu, byłam spokojna. Jednak przed samym wyjściem na scenę, poczułam zmianę. Weszłam w rolę i przestałam być prywatnie sobą, zmieniłam też postawę. Pierwszy raz grało mi się tak ciężko, byłam maksymalnie skoncentrowana na tym co robię, na każdym kroku, zwłaszcza gdy zaczęła się moja samotna etiuda.
W pierwszej scenie, jak utworzyliśmy trójki i zaczęliśmy naszą wędrówkę, spontanicznie i nieco przypadkowo utworzyliśmy koło; szliśmy jeden za drugim, jak w kieracie. Koleżanka będąca na widowni, odczytała w tym symboliczne znaczenie. Zezłościło mnie to doszukiwanie się "drugiego dna".
Trudno mi było znaleźć  osoby z publiczności, które miały zostać moimi asystentkami. Kiedy w końcu je wybrałam, one nie chciały ze mną współpracować, broniły się przed przejęciem nade mną kontroli. Nie chciałam wyręczać ich w tym zadaniu, więc zmagałyśmy się ze sobą.
Bardzo się cieszę, że możemy grać w teatrze, na profesjonalnej scenie, dla mnie jest to prawdziwe święto."

Monika S.  





"Dobrze mi się grało i jestem zadowolony ze swojej roli. Raczej nie miałem żadnych trudnych momentów, dokładnie pamiętałem swoją etiudę przy stoliku. Zdjąłem kajdanki, próbowałem usiąść, chwycić łyżkę i wszystko po kolei wychodziło mi. Byłem bardzo skupiony i wiedziałem co mam robić dalej. 
Zapamiętałem, że Monika i Asia były moimi asystentkami, prowadziły mnie, a ja ich słuchałem. Na końcu mojej etiudy, gdy próbowałem przesadzić Asię i sterować nią, to ona początkowo stawiała opór. Chwyciłem ją więc mocno za ręce, ale nie tak mocno, żeby ją uszkodzić. Byłem samodzielny i miałem w sobie siłę."



Irek Buchich de Divan







"Zagrałem bardzo dobrze. Podobała mi się moja rola asystenta. Przyklęknąłem przy zakładaniu kajdanek, tak jak ćwiczyliśmy na próbach. Patrzyłem na to co robię, a nie na publiczność. W scenie posiłku, pojawił się pewien problem. Pomyliłem się i wziąłem talerz, który był Piotra.
Bardzo chciałbym znaleźć się w roli tego, kto ucina kajdanki. To byłoby bardzo fajne, kogoś uwolnić.
Jestem gotowy na dalszą współpracę, żeby wejść do następnego spektaklu."

Tomasz Buczko






"Uważałem, żeby sobie radzić w trudnych momentach. Wypełniałem swoje zadania, obserwowałem wszystko co dzieje się na scenie; Irka i innych aktorów."

Piotr Dylikowski 




"Dobrze mi się grało z Moniką i Gabrysią. Najpierw prowadziłem Gabrysię do stolika, czułem, że w pewnym sensie mam władzę nad nią. W drugiej części Gabrysia założyła mi kajdanki, poczułem się uzależniony. Obie sytuacje oceniam dobrze, ale lepiej jest kiedy ja mogę kogoś prowadzić. Bałbym się uzależnienia na dłuższą metę, gdyż czułbym się wtedy bardzo niepewnie.
Utkwiło mi w głowie, że to wszystko co zrobiliśmy, jest bardzo profesjonalne. Scena i przygotowanie pokazu. Znalazłem się w prawdziwym teatrze. Jak zobaczyłem przygotowania techniczne, ucieszyłem się, że będę grał profesjonalnie. W czasie spektaklu byłem skoncentrowany, wyłączyłem się ze wszystkiego i skupiłem na graniu. Rozproszyła mnie tylko trochę syrena karetki pogotowia, którą usłyszałem z zewnątrz. W ogóle nie widziałem widowni. Potem jak skończyliśmy ucieszyłem się, że tyle osób nas widziało.
Byłem zadowolony, że mogłem pomóc innym, słabszym w tym zespole. Pomyślałem też, że kiedyś, jak już nie będzie moich rodziców, to trzeba będzie sobie poradzić samemu. Dlatego trzeba próbować różnych rzeczy w życiu."




Krzysztof Hajdo







"Bałem się, że nie będzie widać brody, którą zapuściłem, specjalnie do swojej roli. Musimy zwrócić uwagę, żeby miejsca dla aktorów były wygodne dla nich. Ja na przykład nie widziałem partnerów w czasie gry.
Pamiętałem, kogo mam poruszyć, w odpowiedniej kolejności. Myślałem o wszystkim, żeby wszystko robić zgodnie z planem. Problem miałem z przestrzenią; na próbach mieliśmy inną salę, ale trzeba być elastycznym. Dostosować się do takich warunków jakie są. 
Nie widziałem dobrze widowni, była niezbyt widoczna w ciemności, niewyraźna.
Mam jeszcze jedną uwagę do gry aktorskiej - niektóre gesty pomagają wyrazić emocje."

 Paweł Kudasiewicz










"W czasie spektaklu byłem operatorem świateł. Poradziłem sobie, było to dość proste zadanie. Jedynym problemem było to, że nie miałem dobrej widoczności na scenę.
Do tej pory w Teatrze trochę Innym zawsze grałem w przygotowywanych przedstawieniach, więc cieszyło mnie to nowe działanie ze światłem."

Gabriel M.






"Było fajnie. Podobała mi się próba techniczna w Grotesce, a szczególnie ustawianie świateł, w którym brałem udział, chodząc po scenie i sprawdzając czy światło jest dobre. W pewnym momencie nawet siadłem na krześle, na którym później grał Irek. Mogłem się wszystkiemu przyglądać, widzieć na żywo, jak wygląda przygotowanie przedstawienia.
Podobało mi się także (już w czasie spektaklu), "siedzenie przy muzyce", w pomieszczeniu akustyka. Słuchałem po kolei wszystkich fragmentów muzycznych i czy są dobrze puszczane, w odpowiedniej kolejności. Widziałem cały spektakl przez szybę i najbardziej podobało mi się, jak Irek chciał usiąść na krześle i mu się nie udawało; to było śmieszne i śmiałem się.
Wcześniej, zanim przyszedłem do Teatru trochę Innego, grałem w różnych przedstawieniach, ale przy muzyce, w prawdziwym teatrze, byłem pierwszy raz. I Teatr trochę Inny też uważam za prawdziwy teatr. Chciałbym występować na scenie z innymi aktorami. Tak jak już mówiłem, wcześniej występowałem na scenie i pisałem także scenariusze do filmów.
Wcześniejsze próby do spektaklu też mi się podobały, najbardziej w tych momentach, jak mogłem coś zrobić z aktorami, np. być wybranym do prowadzenia Moniki, albo odcinać kajdanki (jako ktoś z "publiczności").

Przemek Moszczyński






"Dobrze mi się grało z Moniką, jestem zadowolony ze swojej gry. Pamiętałem o wszystkim i wykonałem wszystkie zadania. Czułem się dobrze, dałem sobie radę. Nie zauważyłem żadnych błędów z talerzami, o których mówił Tomasz. Pamiętałem, żeby jako sanitariusz przyklęknąć, choć jest to dla mnie trudne do wykonania.
Na spektakl przyszła ciocia Ania, wujek Andrzej i mama. Spektakl bardzo im się podobał."


Tomek Pachel








" W czasie grania spektaklu czułem się dobrze, uważam, że dobrze mi szło i stworzyliśmy z Moniką i Krzysztofem zgraną trójkę. Mojej mamie, mojemu bratu i wszystkim, których zaprosiłem, bardzo się podobał nasz występ. Powiedzieli, że dobrze zagrałem i bardzo mnie chwalili. Prosili, żebym powiedział, kiedy będziemy grać kolejny raz."



Marcin Staszczak





 

sobota, 21 listopada 2015

Prezentacja spektaklu pt. "Krótki traktat o wolności" - Teatr Groteska 17.11.2015, godz. 19.00

Za nami kolejne spotkanie z widzami. W Teatrze Groteska pokazaliśmy nasze najnowsze przedstawienie pt. "Krótki traktat o wolności". Przygotowania i próby do występu trwały już od września. Do zespołu dołączyło kilka nowych osób, które bardzo chciały sprawdzić się na scenie. Wspólnie podjęliśmy decyzję, aby znalazły się w obsadzie spektaklu. Dzięki temu uniknęliśmy rutyny i odtwarzania wcześniej przygotowanego materiału. Wszyscy musieli się na nowo odnaleźć w opowiadanej historii, nawiązać kontakt z partnerami. To bardzo poszerza perspektywę, otwiera pole do poszukiwań nowych interpretacji i wątków. Zyskuje na tym sam spektakl. Bohaterowie zmieniają się, można powiedzieć, że z pokazu na pokaz dojrzewają, stają się bardziej wiarygodni w swoich przeżyciach.
Zespół stanął na wysokości zadania. Aktorzy wykazali się profesjonalizmem, zaangażowaniem i odpowiedzialnością za podjęte zadania. Przedstawienie wywarło duże wrażenie na publiczności, która w skupieniu i ciszy śledziła to, co działo się na scenie. Szczególne poruszenie wywołały te momenty, w których do akcji scenicznej zostali włączeni widzowie. Granica pomiędzy fikcją a rzeczywistością, pomiędzy sceną a widownią, zatarła się. W efekcie wszyscy stali się niejako bohaterami tej opowieści.
Zespół został nagrodzony spontanicznymi, szczerymi oklaskami. Chcemy nadal pracować nad tym spektaklem i pokazywać go w przyszłym roku. Wysłaliśmy zgłoszenia do kilku festiwali teatralnych, może uda nam się też zorganizować kolejne pokazy w Krakowie. Będziemy informować o naszych planach na bieżąco.
Wkrótce swoimi wrażeniami z występu podzielą się aktorzy Teatru trochę Innego.



Jan Molicki



Poniżej kilka fotografii ze spektaklu, które przesłała Pani Iwona Boda z Tomaszkowic:






Krótki traktat o wolności - Teatr Groteska - 17.11.2015

Krótki traktat o wolności - Teatr Groteska - 17.11.2015


Krótki traktat o wolności - Teatr Groteska - 17.11.2015


Krótki traktat o wolności - Teatr Groteska - 17.11.2015


Krótki traktat o wolności - Teatr Groteska - 17.11.2015


Krótki traktat o wolności - Teatr Groteska - 17.11.2015





sobota, 7 listopada 2015

Spektakl pt. "Traktat o manekinach" - recenzje uczestników z Teatru trochę Innego

Tak jak już pisałem, "Traktat o manekinach" nie był łatwym w odbiorze spektaklem. Wzbudził wiele kontrowersji, pytań i wątpliwości. Ale nigdy nie unikamy trudnych wyzwań. Chcemy bywać tam, gdzie dzieje się coś ważnego i oryginalnego.
Każdy z uczestników, próbował na swój sposób opowiedzieć o emocjach wywołanych przedstawieniem i zapamiętanych obrazach. W rozmowach podkreślano, że nie był to czas stracony, choć nie wszystkie opinie były pozytywne. Teraz czas na refleksje aktorów z Teatru trochę Innego:




"Spektakl mi zapadł w pamięć bardzo. Bezpośrednio po spektaklu byłam wściekła. Z jednej strony złość budziła we mnie taka naciągana interpretacja tekstów Bruno Schulza, z drugiej była to wizja bardzo intrygująca. W spektaklu też starły się ze sobą dwie przeciwne strony manekinacji; pozytywna i negatywna.
Manekiny zostały obnażone; okazało się, że w środku mają trociny, tandetę i straszny syf. Ale jednocześnie okazało się, że można je ożywić, bo tak naprawdę są częścią materii. („Materia jest najbierniejszą i najbezbronniejszą istotą w kosmosie. Każdy może ją ugniatać, formować, każdemu jest posłuszna...."). Tak, nie trzeba być Bogiem, żeby ożywić materię, wydobyć z niej życie, zrobić z nią coś niesamowitego. W końcu, wszystko co nas otacza, zostało w jakiś sposób ożywione.
Niestety, czysty proces manekizacji się później wynaturza. Pojawia się magia, kabała, golemy..."

Asia




"Nie przypadła mi sztuka do gustu. Nic prawie z niej nie zrozumiałam. Nie wiem, co i jak. Najbardziej ze spektaklu zapamiętałam wiszące słuchawki telefoniczne. Myślałam, po co tak wiszą i to mi zostało w pamięci."

Monika Nowak




"Podobał mi się pomysł, żeby wyświetlać filmy na ścianach, suficie i na dekoracjach. Na jednym z filmów, dwie grupy ludzi szły na siebie, ale jakoś się mijały i ludzie unikali zderzenia. To było dziwne. Zapamiętałem też scenę z latarką, jak aktor oświetlał różne rzeczy na scenie."




Irek Buchich de Divan







"Utkwiły mi w pamięci wiszące słuchawki telefoniczne. Ojciec - główna postać sztuki, ciągle mówił o bałaganie i próbował wprowadzić porządek. Kazał wszystkim wstawać i zaścielić łóżka. W tle były wyświetlane różne filmy, np. Charliego Chaplina.
Po spektaklu, zdarzyła się zabawna sytuacja; aktor, który grał Adelę, rzucił kwiaty w kierunku widowni.
Ciekawe, czy człowiek też ma w środku zębatki - mechanizmy które dają życie?"
 
Tomasz Buczko





"Najbardziej zapamiętałem człowieka ubranego na czarno. To była mocna postać, która wywarła na mnie duże wrażenie. Poruszyła mnie scena, w której Ojciec próbuje się ukryć przed hitlerowcami, udając lampę. Wydał go napis na murze, że jest Żydem.
W końcowej scenie wszystko się rozwala; Ojciec pociągnął firankę, która się urywa, spada lampa, przewraca się stolik, na który próbuje wejść bohater. On chce to wszystko porządkować, ale jest nieporadny, opadają mu spodnie, więc trzyma je jedną ręką, potyka się ciągle i przewraca.
Jeśli chodzi o efekty teatralne, to oślepiał mnie często blask światła i przeszkadzało mi to oglądać przedstawienie.

Piotr Dylikowski






"Bardzo podobał mi się początek spektaklu. Aktor zerwał folię, która okrywała wszystko. Później zrobiło się ciemno i on chodził jak duch z latarką, i świecił w różne miejsca. Skojarzyło mi się to z, jakby, wielkim cmentarzyskiem, po którym chodził duch, świecący latarką i wydający różne dźwięki.
Można sobie zadać pytanie: czym jest życie?"

Krzysztof  Grabowski
  




"Zapamiętałem kilka spraw związanych z tym przedstawieniem:
1. Myślę, że spektakl pokazywał próbę zmieniania ludzi w manekiny.
2. Najbardziej utkwiła mi w pamięci scena, w której jeden z bohaterów, na drzwiach domostwa, wypisał kredą napis ŻYDZI. To spowodowało, że Niemcy chcieli wszystkich zabić z tego domu.
3. Bardzo ciekawy był efekt filmowy (filmy były wyświetlane na ścianach i dekoracjach), w którym było widać maszerujące tłumy. Masy ludzi szły na siebie, po ścianach i fragmentach dekoracji. Było to zaskakujące."

Krzysztof Hajdo
 





"Na spektakl przyszło mi się 30 minut przed czasem. Jeśli chodzi o samo przedstawienie, to podobało mi się wyświetlanie filmów w tle i na ścianach. Zauważyłem, że były tam, między innymi, fragmenty filmu Metropolis. To był pierwszy na świecie film science fiction.
Mocne były sceny, kiedy domostwo nachodzą Niemcy, a później Rosjanie. Chcieli wszystkich pozabijać.


 Paweł Kudasiewicz






"Cały spektakl bardzo mi się podobał. Kilka scen zapamiętałem najbardziej:
1. Scena w której Józek, syn głównego bohatera, porusza się na dziwacznym wózku, z jednej strony sceny na drugą. Jego powolne ruchy wymagały dużej sprawności i na pewno miał on wiele pracy i ćwiczeń na próbach. Do tego była dobrana ciekawa muzyka, a Ojciec Jakub śpiewał specjalną do tego pieśń. Wszystko wyglądało jak taniec.
2. Z tańcem kojarzyło mi się też przesuwanie maszyny do szycia.
3. Główny bohater - Ojciec Jakub wydawał różne metaliczne dźwięki. Wydawało mi się, że on tymi dźwiękami ożywiał i ustawiał swoje manekiny. One poruszały się w rytm wystukiwany przez Ojca.
4. Zabawny był efekt polegający na tym, że szwaczki szyły na maszynie materiał, który był bardzo długi, wił się wokół dekoracji i między aktorami. Nie można było go opanować.
5. Na scenie, z przodu, wisiały na sznurku stare słuchawki telefoniczne. Mi osobiście kojarzyły się z lecącymi ptakami, szczególnie kiedy były poruszane przez aktorów; takie czarne ptaki-słuchawki.

Był to trudny spektakl do oglądania, trudno się było połapać w całej akcji. 

Marcin Staszczak